Strona główna | FilozofiaLiryka | komentarze różne | GaleriaInformatyka |     | O Fizykon.orgu

Dział komentarzy i recenzji

Recenzje wydawnicze

Słowa kluczowe - Wiesław Babik

Filozofia (w) fizyce - Jarosław Kukowski

Epistemologia - Jan Woleński

Komentarze o szkole i edukacji

Komentarze związane z etyką i psychylogią

Komentarze polityczne 

Komentarze o mediach  

 

Filozofia
Dłuższe opracowanie

O pojęciu prawdy

Fundamentalizm i libertynizm

Mrzonki ateizmu

Opowiastki filozofujące

Krótkie myśli

Komentarze

O myśleniu twórczym

Liryka
Liryka fizyka

 

Droga życia

Przestrzeń

 

Blogi różne

Dlaczego wolne oprogramowanie...

Komentarze związane z etyką i psychologią

Komentarze o szkole i edukacji

 

To jest strona w tej witrynie poświęcona różnemu niestandardowemu myśleniu
jest nieco przesadnie filozofująca
pewnie czasami namolnie dydaktyczna
albo inaczej "wymądrzająca się"
i dla większości pewnie nudna.
Jeśli więc Czytelniku trafiłeś tu bez wyraźnej potrzeby filozofowania, to dla swojego dobra kliknij przycisk <Wstecz>, albo krzyżyk w prawym rogu okna zamykający przeglądarkę.

 

Spis treści

Wstęp
Czy istnieje prawda?
Problem definicji prawdy
Kilka myślo-twierdzeń na temat prawdy
Definicja prawdy wg autora 
Konstrukcja prawdy
Zakończenie, uzupełnienie i podsumowanie

Wstęp

Skąd się to w ogóle wzięło?

Dość duża osób odwiedzających moją stronę podejrzewa mnie o zainteresowanie rozwojem umysłu i ducha, metodami niestandardowego rozumowania itp. Wynika to zarówno z listów do mnie emaliowanych, jak też analizy stringów do wyszukiwania podawanych podczas statystyk witryny.

Ponieważ rzeczywiście myślenie, prawda i rozwój duchowy są moim kucykiem, więc postanowiłem ostatecznie "pójść na całość" i wrzucić na łącza sieciowe parę rzeczy należących do mojego osobistego intelektualnego hardcore. Wiem, że czasami będzie to zahaczać o szarlatanerię, może grafomanię i może z resztą czasami takie będzie. Jednak jest to zgodne z wyznawaną przeze mnie podstawową zasadą rozwoju umysłu i ducha - z postulatem odwagi w podejmowaniu wyzwań intelektualnych. Bez tej odwagi nie będzie rozwoju, choć ceną za nią płaconą są błędy.
Bo prawie wszystkie metody rozwoju i myślenia są ściśle powiązane z metodą najważniejszą podstawową, zwaną powszechnie metodą prób i błędów. Nie znam żadnych (!!!) metod myślenia i działania, które pozwalałyby odkrywać nowe obszary, a które nie posiłkowałyby się elementami tej metody.

Tak więc na odwieczny dylemat: bać się i z tego strachu nic nie robić, czy może nie bać się i podejmować ryzykowne wyzwania intelektualne, ja (na swój prywatny użytek) - odpowiadam:

bać się, ale podejmować wyzwania intelektualne.

bać się, czy nie bać - oto jest pytanie...

No i teraz dotykamy problemu:
Czy to jest moralne? Religijne? Może nie powinniśmy mędrkować, ale być bardziej "pokorni" i zaufać po prostu autorytetom?
- chrześcijanie mają swoją odpowiedź na ten dylemat w słynnej przypowieści "o talentach", która jednoznacznie rozsądza, że uleganie strachowi wynikającemu z nieuchronności sądu jest sprzeczne z zamysłem Stwórcy. Ateiści, pewnie nie będą bardzo protestować przeciwko odwadze intelektualnej (pod warunkiem, że nie zakłóci ona ich stanu samozadowolenia), a wątpiący - i tak zwątpią....

A co do autorytetów, to mam jeszcze jedną refleksję. Dla mnie 99% form autorytaryzmu w myśleniu jest tylko zaawansowaną formą kłamstwa. Bo kłamstwem względem siebie samego jest przyjmowanie, że się rozumie coś czego się nie rozumie, że się uważa coś za prawdę tylko dlatego, że ktoś "ważny" coś na ten temat powiedział. I  całe rzesze ludzi, w imię autorytetu, chociaż często w głębi duszy myślą się inaczej (lub - co gorsza - nie myślą na ten temat wcale!), udają, że przyjęli do świadomości coś, co do tejże świadomości drogi wcale nie znalazło.

I wcale nie ma znaczenia czy ktoś rzeczywiście popełnia błąd w myśleniu, czy może ma rację. Po prostu - człowiek ma prawo (i obowiązek!!!) być szczerym i uczciwym w stosunku do siebie, ma prawo przyznać się przed sobą do tego co myśli. Bo jeśli ma rację w swoich przekonaniach, ale to zakłamie, to straci szansę na korzystanie z owoców prawdy, do której doszedł. Jeśli zaś nie ma racji w swoich poglądach, to zakłamanie tego faktu spowoduje, że zaniknie świadomość różnicy między tym co mówią inni, a jego poglądami i w efekcie taki człowiek nigdy naprawdę nie zawróci z błędnej drogi - zamiast autentycznej naprawy swojego myślenia zadowoli się samą deklaracją zgodności z uznaną wiedzą. Czczą deklaracją. Dlatego zakłamywanie zawsze zamyka drogę do jakiegokolwiek rozwoju umysłu, jest wyłącznie produkowaniem chaosu, sprzeczności i usypianiem ducha. 
Nie należy jednak mylić ze sobą dwóch rzeczy - przyznania się przed samym sobą do poglądów jakie się w rzeczywistości ma oraz kostyczności i namolnego trwania w tych poglądach. Umysł otwarty nie boi się wątpić, ale nie boi się uważać czegoś za prawdę i, oczywiście, nie boi się zmienić swojego zdania, jeśli zajdą po temu wystarczające okoliczności.

Cóż, zatem bójcie się ci, którzy pod pretekstem pokory zrezygnowaliście z dążenia do prawdy (tym bardziej, że macie stawać się "doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w Niebie", a trudno to osiągnąć ograniczając się do adoracji niezrozumiałych słów i pojęć).

Tak więc uzbrojony w świadomość, że wolno nam myśleć, stawiać pytania, rozwijać, będę stawiał dziwne problemy, które mnie samego gnębią. Proszę potraktować wszystkie poniższe myśli jako OSOBISTE!!! Proszę też o nie przypisywanie mi jakiejkolwiek ambicji bycia autorytetem, osobnikiem wymądrzalskim itp. To co piszę jest MOIM POGLĄDEM. Może też pewnego rodzaju artystyczną wizją wewnętrznego świata prywatnej filozofii. I tak samo się cieszę z tego, że ktoś się ze mną zgadza, albo i nie zgadza - bo celem jest sama droga intelektualna, ciągły wzrost w kierunku większej harmonii ducha i umysłu. "Racja" zaś - jest tylko ułudą...

 


Wystartowaliśmy z tym życiem, więc trzeba lecieć podążając w przód. Kto się zatrzyma - spadnie.

Impresje na temat prawdy

Czy istnieje prawda?

To heretyckie pytanie jest pewnego rodzaju wstępem do bardzo dziwacznych dociekań związanych z owym niesamowitym słowem. Faktem jest, że słowo "prawda" jest używane w różnych kontekstach. Tutaj kontekst ten najbliższy jest chyba pojęciu używanym często w połączeniu ze słowem "absolutna". Inaczej mówiąc zadaję tu też pytanie: "czy istnieje prawda absolutna? (więcej na ten temat napisałem w eseju O złudzeniu absolutnej prawdy)".

I może od razu pierwsza zgrubna odpowiedź: Według mnie powiedzenie, że prawda istnieje może okazać się bzdurą podobnego rodzaju, jak stwierdzenie, że nie istnieje.

Dlaczego tak jest? - bo samo słowo "istnieje" jest niedookreślone. Np. na pytanie "Czy istnieją krasnoludki?"  można dać dwie równie dobre odpowiedzi: "TAK - istnieją w baśniach i podaniach ludowych", lub "NIE - jak do tej pory nie natrafiono na dowody materialne istnienia żywych, dojrzałych istot zbliżonych wyglądem do człowieka o wymiarach mniejszych niż kilkadziesiąt centymetrów". Określanie jednych niejasnych słów za pomocą innych słów (też przecież niejasnych), choć może nieco pomaga rozwinąć się wyobraźnię, to najczęściej jednak nie spełnia rygoru jednoznaczności. Poza tym samo słowo "prawda" tez nie ma ścisłej definicji. Ale o tym dalej...

Problem definicji prawdy

Innym problemem związanym z pytaniem tytułowym jest fakt, że nikt nie wie CO to jest prawda. Klasyczna definicja prawdy głosząca, że "Prawda jest to zgodność z rzeczywistością" jest przysłowiowym "masłem maślanym", bo gdyby ktoś spytał: co to jest "zgodność"? - to usłyszałby zapewne, że zgodność zachodzi wtedy, gdy coś jest tożsame, wystarczająco podobne, zgodne z czymś tam..., czyli po prostu prawdziwe. Tak więc znowu wracamy do punktu startowego. :(
Fakt faktem, ta definicja nie wyjaśnia nam jednoznacznie pojęcia prawdy. Nie oznacza to jednak że nic nie wnosi do ścisłego określenia prawdy. Wskazuje jednak związek z pojęcie "zgodności" i odwołanie do "rzeczywistości". To ważny trop.


Przyznam, że kiedyś sporo myślałem nad stworzeniem  mechanizmu logicznego, który pozwalałby w miarę jednoznacznie definiować prawdę. Ostatecznie udało mi się stworzyć pewien ograniczony model - konstrukcję, która rzuca światło na ten temat, jednak jest to model mało "ładny", skomplikowany, a na dodatek ujmuje właściwie tylko jedną z cech pojęcia określanego powszechnie "prawdą". Pod koniec tego rozdziału pozwoliłem sobie ten mechanizm przedstawić.

Teologowie chrześcijańscy (ale nie tylko chrześcijańscy) lubią z kolei prawdę utożsamiać z Bogiem (w końcu Jezus powiedział, że jest "drogą, prawdą i życiem"). Jednak takie ścisłe przyporządkowanie Prawda - Bóg oznacza w istocie usunięcie z języka słowa "prawda" w jego dawnym znaczeniu. Bo teraz miałoby być Prawda = Bóg i kropka. Ponieważ zaś tam gdzie pojawia się Bóg, sprawa robi się BARDZO POWAŻNA (!!!), więc zgoda na taką językową tożsamość ostatecznie wyeliminowałaby dogmatycznie słowo "prawda" z języka. Bo jak tu użyć tego słowa w zestawieniu "prawdą jest, że żona Kowalskiego zdradza go w każdy wtorek z sąsiadem..." - To co? - to może sam Bóg przykłada swoje ręce do owej zdrady małżeńskiej? Jak widać prędzej czy później religijna gorliwość usunęłaby słowo "prawda" w jego dotychczasowym znaczeniu. Zważywszy zaś na fakt, że na określenie Boga i tak mamy już dobre słowa, to tworzenie jeszcze jednego zamiennika nie ma specjalnego sensu. W ten sposób stracimy tylko pierwotne znaczenie "prawdy", które przynajmniej trochę prowadzi nas w kierunku nowych obszarów rozumienia. Jeśli zaś chodzi o stwierdzenie Jezusa, to lepiej byłoby po prostu nieco pokontemplować symboliczną wersję tego zdania, niż gmerać z jego powodu przy języku.

Tak więc nie bardzo wiemy co to jest prawda, jednak gdzieś w środku przeczuwamy "o co chodzi". Czujemy, że idea Prawdy zawiera pewne przekonanie, że to co rozumiemy, widzimy da się (przynajmniej częściowo) sensownie odnieść do rzeczywistości, pozwala zrozumieć "jak się rzeczy mają", lub połączyć w całość, znaleźć zależności, a przede wszystkim przekazać dalej (komuś innemu lub samemu sobie do dalszych rozważań i wniosków). W istocie, w idei prawdy zawiera się przekonanie, że umysł (czy inny ośrodek przetwarzający informacje) jest wystarczająco doskonały, aby uchwycić istotny sens tego co do niego dociera i zamienić to na jakieś słowa, obrazy, czy inne formy przekazu.

Jednak granice pojęcia prawdy są dość niejasne. Zapewne większość filozofów starej daty, będzie starała się ją związać z umysłem. Oczywiście umysłem człowieka. To jest jednak ograniczenie i chyba niekoniecznie trzeba to ograniczenie ustanawiać. 
Bo może istnieją jakieś ufoludki, które widzą ten świat po swojemu, inaczej niż ludzie. Czy im odmówimy pojęcia prawdy? 
A zwierzęta? - one też przekształcają informacje. Pewnie mają inną hierarchię znaczeń, inne modele w swej prymitywnej świadomości. Jednak rozpoznają przedmioty, zjawiska, ludzi. Wyraźnie też wyciągają wnioski na temat sensownego postępowania w różnych sytuacjach. Tu też pojawia się potrzeba wartościowania - czy ocena sytuacji przez zwierzę była adekwatna do rzeczywistości (a więc jakoś "prawdziwa"...)?
No i najnowsza sprawa - komputery. Choć aktualnie trudno jest powiedzieć, że istniejące komputery myślą w ludzkim sensie, to jednak pobierają dane, przetwarzają je, podejmują pewne kroki związane z istnieniem takich, czy innych zależności. A tu już zaczyna się pewna forma myślenia, podejmowania decyzji o działaniu. I może być ono mniej lub bardziej adekwatne, do struktury danych wejściowych. Najczęściej owo przetwarzanie danych nie posiłkuje się systemem pojęć, abstrakcją. Jednak programiści wiedzą, że stosowane są różne modele opisu danych, różne formy rozpoznawania znaczenia tych danych do zaprogramowanych zadań. I znowu te opisy i reakcje komputera mogą być mniej lub bardziej adekwatne (czyli jakby prawdziwe) do założonych schematów, do celu w jakim tworzono programy. 

Prawda w informatyce jest traktowana jako przeciwieństwo fałszu - jest to typowa wartość zero-jedynkowa. W informatyce takie ujęcie ma sens. Jednak informatyczna "prawda" rozumiana jako ustawienie bitu jest zupełnie innym pojęciem niż prawda w filozofii, czy w języku potocznym. W języku ludzi prawda jest stopniowalna - prognoza pogody może być prawdziwa w 100%, albo tylko w 80%. Ale również w tym drugim przypadku bylibyśmy skłoni tę prognozę uznać za "prawdziwą". Prawda "zerojedynkowa" procentów różnych od 100 i 0 nie rozróżnia.

To wszystko skłania do wniosku, że pojęcie Prawdy wyłania się jakby z chaosu możliwych działań, zastosowań, sposobów opisywania i świata i przekształcania informacji. Że trudno jest postawić jednoznaczną granicę, gdzie się ono zaczyna (niby można, tylko po co? - skoro takie ograniczenie niczemu sensownemu zapewne nie posłuży?)

Tyle długiego wstępu. Więc teraz zajmę się wreszcie trochę dokładniej tym czym jest / nie jest prawda.

Kilka myślo-twierdzeń na temat prawdy

Myśl 1:

Prawda sama nie jest rzeczywistością, lecz jedynie odnosi się od przekazu tej rzeczywistości

Niektórzy (chyba nawet większość ludzi) prawdę utożsamiają z rzeczywistością. Uważam, że jest to niefortunne podejście do sprawy . Dla mnie wydaje się oczywiste, że prawda sama rzeczywistością nie jest
A oto moje argumenty:

  1. W pewnym stopniu dlatego mówienie, że prawda jest tym samym co rzeczywistość neguje sens użycia tego słowa - po co nam tworzenie drugiego słowa na to samo?
  2. Ale jest też inny, znacznie ważniejszy powód: rzeczywistość jest nieskończona w swoich przejawach oraz rzeczywistość jest niepowtarzalna w każdej swojej najmniejszej chwili i w każdym miejscu. Nie może być więc powtórzona w jakiejkolwiek formie dla kogokolwiek. Nie możemy przekazać pełnej informacji już chociażby o najmniejszym znalezionym kamyku - o jego niezliczonych atomach, historii powstania, miejsca gdzie leży, leżał, czy będzie leżeć, o wszystkich interakcjach w jakich uczestniczył. A to jest właśnie rzeczywistość owego kamyka. Jeśli więc uznamy, że prawda jest rzeczywistością, to w konsekwencji automatycznie powinniśmy uznać, że...
    że prawda nie da się przekazać, nie da się odnieść do żadnej ludzkiej wypowiedzi! Wszak żadna wypowiedź nie ma szansy ująć nawet ułamka promila rzeczywistości nieskończonej w swoich przejawach.
  3. Wreszcie jest kolejny argument, odwołujący się do (fakt, że poprzednio przeze mnie krytykowanej) klasycznej definicji prawdy: jeśli prawda miałaby opisywać "zgodność z rzeczywistością", a jednocześnie miała sama ową rzeczywistością być, to jaki w tym sens? - zgodność sama ze sobą jest przecież zagwarantowana na mocy tożsamości...
    Więc gdzie tu w ogóle byłaby jakaś nowa (sensowna) myśl do przekazania?...

Patrząc od strony nauki - nawet najprostszy atom (atom wodoru) jest ciągle zagadką dla naukowców - wciąż niezgłębiony do końca, wciąż nieuchwytny. A atomów są biliony bilionów. Różnych, w różnych wzajemnych odległościach, konfiguracjach, zależnościach. Dlatego pojęcie prawdy nakazujące zgodność z rzeczywistością na poziomie tożsamości jest utopią.

A zgodność niepełna?
I tu się zaczyna problem: jak określać jest zgodne, a co nie?

Wniosek jest jeden - jeśli "prawda" miałaby być traktowana po prostu jako rzeczywistość, to każda wypowiedź staje się Z ZASADY NIEPRAWDZIWA, bo nie przekazała nam rzeczywistości, tylko jakiś drobny jej sapekt.. W konsekwencji byłoby więc kompletnie nieużyteczne i należałoby je usunąć z ludzkiego języka jako zbędną utopię.

 

Dygresja 1:
Czy pojęcie prawdy odnosić się powinno tylko do umysłu człowieka, czy też może ogólnie do zagadnień przetwarzania informacji?

- według mnie wiele przemawia za uogólnieniem pojęcia prawdy  tak, aby oderwać je od koniecznego związku z umysłem człowieka. 
Bo np.  wiele zagadnień z informatyki można potraktować w kategorii podobnej jak "prawda człowieka".

Komputery przetwarzają informacje i często "oczekują", że dane będą miały taką, a nie inną postać, takie a nie inne wartości. Jeśli te zasady zostaną pogwałcone, to w bardzo dużej klasie  przypadków program się wiesza i w ogóle przestaje przetwarzać cokolwiek.

Tak więc pewna adekwatność w stosunku do danych może być uznana za komputerową wersję idei prawdy.

Tu (nieuchronnie, jeśli zaakceptowaliśmy poprzednie wywody) dochodzimy do myśli 2

Myśl 2:

Prawda zawsze przekazuje tylko jakiś aspekt rzeczywistości

Z doświadczenia wiemy, że jednak coś sobie komunikujemy i czasami uważamy, że to coś jest "prawdziwe" lub nie. Ale musimy się pogodzić, że prawda przekazuje wyłącznie pewien aspekt rzeczywistości - nasze spojrzenie, punkt widzenia, ujęcie pod jakimś tam kątem.
Np. powiedzenie, że liście są zielone - przekazuje nam informację, że większość liści wywołuje w oczach wrażenie koloru zielonego. Nie przekazuje nam ani samych liści - ich ciężaru, wielkości, miękkości, historii itp. Nie przekazuje informacji o sposobach rozróżniania kolorów, psychologii odbioru wrażeń. Nie przekazuje wielu innych rzeczy związanych zarówno z liśćmi, jak i ludźmi, którzy określają te liście mianem "zielonych". 

Przekazujemy wybrany, z jakiegoś tam powodu nas interesujący, aspekt rzeczywistości, jako że przekazanie samej, lub całej rzeczywistości jest (jak to już wyżej wyjaśniano) całkowicie nierealne.

 

 

 

Tu w sposób konieczny dochodzimy do myśli 3.

Dygresja 2:
Tradycyjnym podejściem do prawdy jest uznanie coś za prawdziwe wtedy, gdy spełnia zadany wzorzec. 
Oczywiście jest w tym podejściu sens. Jednak takie podejście ma istotne ograniczenia. Wszak wiele spraw rozumiemy intuicyjnie, wiele wzorców jest przybliżonych, sygnalizowanych jedynie jako ogólny kierunek myślenia, zaś umysł człowieka improwizuje na bieżąco dopasowując swoje rozumienie do rzeczywistości. Potem jednak często okazuje się, że w podobnej sytuacji inny człowiek rozstrzyga dany problem odmiennie.
I wydaje mi się, że tak musi być - obracamy się w kręgu prawd rozmytych, niedookreślonych. Umysł na bieżąco tworzy i udoskonala swoją wizję stanu rzeczy. W istocie więc wzorców jest wiele (często tyle ile ludzi), a do tego zmieniają one w czasie, część cech mają wspólnych z wzorcami konkurencyjnymi, część różnych. I jakoś trzeba sobie z tym radzić.

Myśl 3:

Niezbędnym komponentem prawdy jest INTERPRETACJA.

Tzn. by powyższe stwierdzenie o liściach nie zaprowadziło nas na manowce, musimy dodatkowo założyć m.in. że: myślimy o najbardziej spotykanych liściach, że zieleń jest pewną średnią z odczuwania tego koloru przez ludzi (np. odrzucamy wady wzroku), że chodzi o prawdziwe roślinne liście, a nie ich niektóre artystyczne odpowiedniki itp. Te warunki można by konkretyzować dalej, ale nie chodzi tu ilość, lecz stwierdzenie jakości:

Przy komunikowaniu czegokolwiek wraz z przekazywanym tekstem informacji dołączamy ogromną ilość założeń dodatkowych - proponujemy pewien system rozumienia (interpretowania) tej informacji. Jeszcze innym określeniem dla owej myśli, jest to, że każdy przekaz informacji (prawdziwy, lub nie), aby w ogóle coś przekazywał, musi akceptować pewien minimalny zestaw reguł - pewną konwencję. Bez systemu interpretacji (protokołu informacyjnego), informacja przestaje komunikować cokolwiek, przestaje być informacją. To albo dźwięk jakiegoś słowa, zygzak na papierze, obraz nic nie wnoszący do umysłu (czy też ogólnie odbiorcy analizującego dane, jeśli miałby nim być np. komputer).

O tym fakcie ludzie najczęściej zapominają. Każdy z nas myśli subiektywnie (bo ma tylko SWÓJ mózg), ale jednocześnie jakże powszechnym jest przekonanie ludzi coś komunikujących, że to "jego" prawda jest tą "prawdą prawdziwą". Prawdy innych osób zazwyczaj traktują jako mniej wartościowe. Jednocześnie duża część osób w ogóle nie ma ochoty brać pod uwagę możliwości rozumienia tych samych faktów na inny sposób. 

Interpretacja to w pewnych ujęciach także język w jakim następuje przekazywanie myśli. Mówiąc "jutro będzie padało", przekazujemy prawdę tylko wtedy, gdy ktoś te słowa jest w stanie przełożyć na wizję wody lecącej z nieba.

Ale także pojawia nam się myśl 4:

Myśl 4:

Prawda - to zawsze pewien wybór

Prawdziwych z potocznego punktu widzenia aspektów dowolnej sprawy jest najczęściej nieskończenie wiele. Dlatego obiegowe stwierdzenie górnolotnej grafomanii w stylu "prawda jest jedna" nie oznacza według mnie nic sensownego. 

Przykład: mamy fakt - Kasia dostała w szkole dwójkę. 
Prawd o tym fakcie jest niezliczone multum: że dostała ją w szkole, że to była Kasia, że w szkole stawia się oceny, że jedną z dozwolonych ocen jest dwójka, że Kasia bywa w szkole, że Kasi stawia się stopnie, że stopień jest oceną pracy Kasi, że... 
- nie będę wypisywał następnych prawd na opisany temat. Każde z tych stwierdzeń zwraca uwagę na pewien aspekt rzeczywistości - coś nam z niej przekazuje, pod warunkiem, że potrafimy to odebrać, zrozumieć. Ważne w tym akapicie jest jednak to, że aby przekazać komuś prawdę, musimy wybrać - skupić się na tym, co uznaliśmy za ważne z jakiegoś powodu.

Prawda w stylu "wszystko na raz" byłaby nie strawna dla żadnego odbiorcy - a więc nie byłaby żadną prawdą (nic by nie komunikowała). Z resztą jedynym sposobem jej przekazania byłoby wręczenie odbiorcy... całego świata. Wręczenie mu go z poleceniem:
"to jest to o co mi chodzi i co chcę ci przekazać".

Tylko odbiorca miałby prawo zapytać:
Chcesz mi przekazać obiekt nieskończony w swoich przejawach - o co ci jednak chodzi?

Wybór odnosi się do wielu elementów przekazu (wielu składników Prawdy):

wybieramy formę przekazu informacji - czyli język - czasem prosty potoczny, czasem sformalizowany naukowy, czasem wręcz artystyczny;
wybieramy zakres przekazywanych danych - musimy się ograniczyć, bo niemal o dowolnej sprawie może mówić tak długo jak tylko się chce - można wciąż doprecyzowywać szczegóły. I właściwie to wcale nie wiemy, czy aktualnie wybrany zakres przekazywanej informacji okaże się wystarczający - czasem trzeba długo tłumaczyć sprawy poboczne, aby ostatecznie odbiorca poprawnie "załapał" istotę sprawy.

 

 

To skłania do sformułowania tezy na sposób myśli 5...

Dygresja 3:
Główną kanwą moich rozważań na temat prawdy była praktyka nauczycielska. Gdy próbujemy przekazać młodym niedoświadczonym ludziom jakieś trudne idee, złożone struktury myślenia, prędzej czy później dopadnie nas refleksja nad sposobem odbioru przez ucznia słów wypowiadanych kierowanej do niego wiedzy.
Okazuje się, że ludzie nie mają wrodzonej umiejętności rozpoznawania idei fizycznych czy matematycznych. Typowa wiedza rodem z uniwersytetu jest dla większości obca. Takie słowa jak "liczba", "siła", "masa" są inaczej używane przez ucznia podstawówki niż osoby zajmujące się nauką. Bo każdy z tych uczniów musi dopiero wybudować w swoim umyśle miejsce na nowe idee, musi poprzestawiać proste intuicje i zamienić je na trudne pojęcia innego rodzaju. Żeby coś zrozumieć trzeba w sobie wytrenować to rozumienie.

Bo nie ma w nas predefiniowanego rozumienia prawdy naukowej (ani jakiejkolwiek innej). Z resztą, czy ową "prawdę" naukowców mamy uznać za ostateczną?
- Doświadczenia wieków nauki dowodzą, że jednak nie.
Kiedyś przyjdą mądrzejsi naukowcy, spojrzą na sprawę szerzej i powiedzą, że tamta struktura wiedzy była niepełna, czy czasem wręcz błędna.

Myśl 5:

Prawda ma sens w obrębie właściwego systemu komunikacji między nadawcą a adresatem tejże prawdy

Problem został nieco naświetlony w myśli 3 (tej, że prawda wymaga interpretacji). Tutaj chciałbym podkreślić jednak pewien nowy fakt - aby prawdę zakomunikować, trzeba jakby wejść na falę odbiorcy, posłużyć się jego systemem pojęć. Trzeba chociażby posługiwać się tym samym językiem, czasami zrozumieć sposoby myślenia, strukturę informacji odbiorcy. Najlepiej widoczne jest to w informatyce - jeśli jakiś program potrafi wczytać strukturę pliku graficznego bmp, a nie odczytuje plików jpg, to wrzucenie mu na wejście tego nieodpowiedniego pliku, spowoduje niemożliwość odczytu zapisanej informacji.

Fakt, że adresat naszej prawdy może nie umieć odczytać informacji w podawanej formie jest często niedoceniany. Tymczasem - prawda oderwana od swojego adresata w ogóle nie jest żadną prawdą

Przykład 1:
Gdy 3 letnie dziecko pyta się mamy: "skąd się biorą dzieci?", można odpowiedzieć tak: "w wyniku koniugacji chromosomów tworzy się zygota, następuje jej podział, by poprzez gastrulę, blastulę i kolejne fazy rozwojowe doprowadzić do akcji porodowej..." 
W sumie jest to z biologicznego punktu widzenia "prawda" (jeśli czegoś nie pokręciłem), ale wiemy, że takie komunikowanie tej prawdy nie ma sensu, bo dla polskiego przeciętnego dziecka ma ono takie znaczenie jak przeczytanie książki telefonicznej w języku chińskim. Podobnie trudno powiedzieć, ze zakomunikowanie mi osobiście dowolnej prawdy wyrażonej w języku portugalskim jest prawdą - ponieważ ten język jest mi nie znany, więc będzie to dla mnie nie prawda, tylko nie interpretowalny zbiór dźwięków.

To pokazuje ten ważny aspekt prawdy, który pozwolę sobie jeszcze raz przytoczyć:

Prawda ma sens wyłącznie w obrębie systemu komunikacji z jej odbiorcą.

Ponieważ możliwych do wymyślenia języków jest nieskończenie wiele, więc np. bez sensu jest stwierdzenie, że coś zakomunikowane przez mister Napoleona z zakładu dla obłąkanych w jego jednoosobowym indywidualnym języku jest prawdą - choć może on sam tę "prawdę" rozumie.

Dopóki ktoś nie umie się skomunikować z otoczeniem, dopóki nie znajdzie się na "wspólnej fali", dopóty jedyne co posiada, to wrażenia tworzące się w jego umyśle - być może bardzo mądre, ale być może i bez sensu (nie ma nawet sposobu na ustalenie tego faktu). Dopiero dostosowanie się do jakichś reguł komunikacji (choćby nawet dość umownych i zmieniających się, ale obowiązkowo jednak w jakiś sposób czytelnych dla obu stron) tworzy przestrzeń do przekazu prawdy. 
Bo w szczególności umawiając się do nowych reguł języka zamieniających "tak" na "nie" i "nie" na "tak" (itp.) można zamienić dowolną rzecz prawdziwą na fałszywą i odwrotnie. A to jest tylko umowa danego systemu komunikacji.

Powyższe oznacza jednocześnie, że dla dowolnej istoty istnieją prawdy absolutnie dla niej niedostępne z racji odmienności komunikacyjnej, czyli braku przygotowania do odbioru tejże prawdy. 

I tak jak idei teorii względności Einsteina nie da się przekazać szympansowi, czy piękna symfonii Brahma komuś głuchemu od urodzenia, tak właściwie każda prawda ma tylko pewien określony krąg odbiorców, którzy są w stanie ją przyjąć. Część z nich będzie nawet musiała naprawdę dużo popracować, zanim ową prawdę zrozumieją.

Bo każdy jest "jaki jest" i już.

 

Tradycyjne podejście do kwestii prawdy opiera się na rozróżnieniu pojęcia i rzeczywistości, które te pojęcia opisują.
Jest ono oparte na optymistycznym założeniu, że umysł człowieka tworzy sensowne (!!!) pojęcia do tego co widzi.
Do tego drugim założeniem (także bardzo optymistycznym) jest przekonanie, że pojęcia wytworzone w głowie jednego człowieka dają się w sposób niezniekształcony przekazać innemu człowiekowi.

Moim zdaniem, jest w tym wszystkim za dużo tego optymizmu.

- po pierwsze - człowiek tworzy sobie pojęcia na podstawie tego co widzi i czuje. A widzi i czuje - stosunkowo niewiele (jakiś tam niewielki zakres fal, ograniczone rozmiary przedmiotów, ma dostosowane do typowych zadań związanych z bezpośrednim przetrwaniem - zmysły). Przyrząd fizyczne są w stanie odebrać znacznie więcej cech świata materialnego. Jednak człowiek, choć tak bardzo ograniczony, roi sobie, że widzi "prawdę"... 
- nawet jeżeli człowiek by wszystko umiał zobaczyć i odczuć, to wytworzenie pojęć z tych wrażeń, ani nie jest oczywiste, ani jednoznaczne - każdy człowiek tworzy w swoim umyśle to, co potrafi - na swoją miarę - od idioty, do geniusza.
- wreszcie przekazując swoje wrażenia przy pomocy słów, natrafiamy na nieprzekraczalna barierę niejasności, niedostosowania określeń wywodzących się z życia codziennego, do sytuacji nowych, często zupełnie innego rodzaju.

Czymże więc są owe "pojęcia"?
- jak dla mnie - głównie nadzieją filozofów na porozumienie. Może też wskazują pewną drogę, którą można iść. Ale nie należy ich traktować jako gotowy (i do tego prawie doskonały) nośnik do przekazu rzeczywistości i idei do jej opisu.

Teraz pozwolę sobie sformułować moją osobistą, trochę nieporadną, definicję prawdy. Pewnie jest ona niewiele lepsza niż poprzednie, ale ja mam nadzieję, że pod pewnymi względami trochę jednak coś wnosi do sprawy.

Definicja prawdy wg autora

Prawda - jest to idea sposobu prowadzenia komunikacji pomiędzy źródłem informacji, a adresatem, postulująca budowanie u adresata prawidłowego postrzegania jakiegoś aspektu rzeczywistości.

Ta definicja osłabia wymagania dotyczące prawdy dzięki zastąpieniu klasycznego słowa "zgodność" na "prawidłowe postrzeganie". Jest to wyraźne osłabienie wymagań. Uwzględnia ono jednak spostrzeżenie, że pełnej zgodności nie da się osiągnąć; a jedynie można budować w odbiorcy jakieś elementy przybliżające mu to co przekazujemy. Dodatkowo słowo "rzeczywistość" zamieniam na "aspekt rzeczywistości", bo cała rzeczywistość jest nieprzekazywalna. Użyte słowo "harmonia" ma zasugerować jeszcze jedną rzecz - że sama prawda - rozumiana jako przekaz, tez musi się dostosowywać do odbiorcy. Bez tego dostosowania nie ma ona sensu.

Określenie "prawidłowe postrzeganie" samo w sobie nie jest w pełni określone. Użyłem go, bo nie znalazłem innego. Bo nie wiedziałem jak przekazać tę myśl, iż w wyniku przekazu prawdy odbiorca ma coś lepiej zrozumieć, lepiej sobie wyobrazić - ogólnie jest jeog wizja świata ma się dzięki temu uzupełnić, poprawić, uporządkować.

Pewnego rodzaju kwintesencją powyższej definicji prawdy jest stwierdzenie:

Prawdą jest to, co buduje w odbiorcy prawidłowe reakcje na bodźce rzeczywistości. 

Jeśli więc na pytanie o pogodę odpowiedzieliśmy: "leje porządnie i nie zanosi się na rozjaśnienie" i osobnik zareaguje, sięgnięciem po parasol przed wyjściem na dwór, to znaczy, że przekazaliśmy prawidłowo ideę stanu pogodowego. Gdybyśmy komuś mało oblatanemu wyrazili tę prawdę np. w sposób: "w powietrzu jest aktualnie duża ilość cząsteczek łączących atom tlen z dwoma atomami wodoru... " (co "teoretycznie mogłoby oznaczać to samo, choć w innym "języku"), to prawdopodobnie osobnik ten (zakładamy, że żadna inna informacja na ów temat nie jest dostępna, a chemia jest naszemu odbiorcy nauką obcą) nie weźmie parasola. W takim razie nie doszło do przekazu prawdy. Nie doszło, bo nie nastąpił skutek w postaci wytworzenia jakiejś sensownej wiedzy o sytuacji.

W wstępie do tego artykułu napisałem, że definiowanie pojęć polega na przekazywaniu słów - jedno nieznane pojęcie jest podmieniane przez jego "określenie", czyli zestaw innych słów - zastępników. Ale przecież nie mamy idealnego, pewnego punktu startowego, nie mamy wyjściowego zestawu pojęć identycznie rozumianego przez wszystkich ludzi i do tego słów zawsze w ten sam sposób interpretowalnych. Dlatego ułudą jest myśl, że przekazujemy w słowach "prawdę" rozumianą jako jasne odwzorowanie rzeczywistości na słowa. Tak naprawdę to jedynie wciąż opisujemy to co chcemy przekazać, wciąż malujemy intelektualne obrazy (impresje) na omawiane tematy. I nie mamy gwarancji, że ktoś te obrazy odczyta zgodnie z naszymi zamierzeniami.

Definicja wyżej opisana (w pierwszym sformułowaniu)  ma swoje oczywiste wady - w szczególności jest w dużym stopniu nieokreślona. Ale to jest nieuniknione, bo słowa, którymi się operuje są dostosowane do ogólnych zastosowań, a nie do idealnego oddania idei prawdy.
Wydaje mi się też, że powyższa definicja "wnosi" parę nowych, ważnych elementów do sprawy. Oto kilka jej cech szczególnych:

słowo "idea" sugeruje, że Prawda jest obiektem ze świata umysłu, a nie samą rzeczywistością, 
"komunikacja" dopowiada cel pojęcia prawdy (jakim jest zawsze przekaz informacji, przekaz punktu widzenia, sposobu działania, rozumowania itd.).
wprowadzone pojęcie "prawidłowego postrzegania" sugeruje, że idea Prawdy w tym ujęciu zbliża się do idei DOBRA (może także SENSU), jako że dobro łączymy z poprawnością widzenia świata.

Może więc trochę ta definicja omija ze dwie rafy typowego błędnego rozumienia, choć ciągle nie wyjaśnia wszystkiego (i oczywiście rodzi nowe pytania).
Być może tak być musi, bo fakt że prawdy nie potrafimy bezpośrednio uchwycić, stanowi właśnie najistotniejszy powód naszego istnienia (wyjaśnienie tego stwierdzenia stanowiłoby materiał na znacznie bardziej wydumany esej).

Konstrukcja prawdy

Aby powyższe rozważania jeszcze uściślić i wyjaśnić dodatkowo, postaram się podać tu swego rodzaju konstrukcję prawdy. Konstrukcję, czyli pewnego rodzaju przepis, który różnicuje prawdę, od czegoś co prawdą nazywać nie należy. Istotą tej konstrukcji jest:

  1. skupienie się na skutkach przekazu informacji 
  2. ogólność sformułowania - czyli uniezależnienie się zarówno od języka (a to uzależnienie jest cechą większości określeń pojęcia "prawda"), jak i od konkretnej wizji rzeczywistości
  3. operacyjność - konstrukcja nie odnosi się do żadnej "prawdy absolutnej", ale za każdym razem jest związana z konkretną sytuacją.

Sformułowanie konstrukcji

Otóż załóżmy, że istnieje jakaś Sytuacja, której pewien Element ma wpływ na zachowanie Odbiorcy Dokonującego Wyboru. Załóżmy też, że istnieje Kryterium pozwalające odróżnić wybory korzystniejsze, od wyborów mniej korzystnych.
Wtedy przekaz informacji o elemencie sytuacji nazwiemy Prawdziwym, jeśli po jej przekazaniu Odbiorca Dokonywujący Wyborów poprawi bilans korzyści swoich wyborów związanych z daną sytuacją (w świetle zadanego Kryterium).

Oczywiście nie zawsze da się stwierdzić bezspornie, czy dany bilans wyborów jest korzystny, czy nie, jednak opierając się nawet tylko na szacunkach, najczęściej da się w jakiś sposób to ustalić (jeśli się nie da, to trudno - wszak prawdziwość nie zawsze musi być określalna). Niekiedy ustalenie prawdy może tu dokonać się dopiero po jakimś czasie. czasami w oparciu o statystykę wyborów.

Przykłady

Informacja o tym o ulubionych pytaniach profesora X na egzaminie jest prawdziwa wtedy, jeśli po jej ogólnym podaniu okaże się, że poprawi się bilans wyników zdających studentów.
Informacja o pogodzie jest prawdziwa wtedy, jeśli po jej podaniu, osoby kompletujące ubiór będą w większości zadowolone z dokonanych wyborów - czyli w większości będą ubrane stosownie do warunków (oczywiście mogą być wyjątki osób, które nie zrozumiały, lub zachowały się świadomie przekornie, jednak jeśli statystycznie większość osób jest zadowolona, to przekaz był prawdziwy).

Chciałbym zwrócić tu uwagę na fakt, że ta konstrukcja prawdy jest w pewnej opozycji do ujęcia wiążącego prawdę z językiem. Wg mnie język nie powinien decydować w ustalaniu prawdziwości. Wynika to z trzech okoliczności:

  1. nie dysponujemy żadnym w pełni precyzyjnym i uniwersalnym językiem. Dlatego językowe ujęcie prędzej czy później musi się załamać - gdy dotrzemy do elementów nowych, w tym języku jeszcze nie określonych. Podejście od strony skutków rozumienia wciąż pozwoli na określanie prawdziwości nawet wtedy, gdy poprawnego języka jeszcze nie mamy.
  2. jest wiele różnych języków, które mogą ostatecznie doprowadzić do tego samego celu. Jedne będą gorsze (np. mniej wydajne), inne lepsze. Poza tym, języki jakich używamy są najczęściej niejednoznaczne. Jednak w jakiś sposób informacje są przekazywane mimo językowych nieokreśloności. Z resztą same informacje od przekazania często są nieokreślone, lub nie jest określona optymalna metoda ich wyrażenia w języku.  
  3. informacje można przekazywać nawet bez użycia języka - np. wyświetlając film niemy ukazujący przebieg jakiegoś zdarzenia - prawda o tym zdarzeniu zostanie tu przekazana, ale bez języka.

Skupienie się na efekcie końcowym przekazu, a nie metodach przekazu omija owe problemy związane z językiem. 

Zakończenie, uzupełnienie i podsumowanie rozważań  na temat mechanizmu określania prawdy

W tych dość krótkich rozważaniach (krótkich przynajmniej w odniesieniu do tego, co miałbym jeszcze do przekazania na ten temat) starałem się przedstawić moją prywatną wizję na temat pojęcia prawdy. Tworzyła się on a w mojej głowie przez dwadzieścia parę lat (i z resztą tworzy się i przekształca nadal). Punktem wyjścia do niej było spostrzeżenie, że klasyczne ujęcia tych zagadnień w dużym stopniu prowadzą do sprzeczności. 
Uznałem więc że stare, statyczne rozumienie prawdziwości dobrze byłoby zastąpić sobie (na mój prywatny użytek) bardziej ogólnym i dynamicznym - z jednej strony unikającym odwoływania się do "rzeczywistości" (która przecież jest nieskończona w swojej złożoności i niemożliwa do poznania, a tym bardziej opisu; nie mówiąc już o tym, że nie bardzo wiadomo, czym owa "rzeczywistość" jest), odchodzącym od utopii "zgodności" (wszak nie znamy wystarczająco dokładnie procesów myślenia, abstrahowania i ogólnie działania umysłu, więc jak moglibyśmy posługiwać się pojęciem zgodności w sytuacji tak różnych od siebie zjawisk jak myślenie - i tego co składa się na świat zewnętrzny).

Owa dynamiczna wizja prawdy - uwzględnia w znacznie większym stopniu fakt rozwoju człowieka, nieokreśloności naszych wyobrażeń i koncepcji. Wprowadza koncepcję prawdy której ciągle się uczymy, której każda kolejna wersja zawsze może być zastąpiona przez nową (często lepszą), choć też tymczasową. Ta prawda cały czas się tworzy - w nas, w przetwarzających umysłach. Każdego dnia, miesiąca inaczej rozumiemy takie pojęcia jak: miłość, dobro, porozumienie, zło, niechęć, wrogość. Uczymy się ich w kolejnych wcieleniach, szczegółach, wzrastamy wewnętrznie tak jak one ukazują nam się coraz pełniej. 
Nie ma więc jednej jedynej ściśle określonej prawdy. Nie ma jej NIGDZIE! Jest za to morze prawd osobistych - prawd, które szukają zgodności, z rozumieniem naszym własnym, jakie mamy na danym etapie życie, ale także z rozumieniem innych ludzi. W ten sposób przynajmniej szukamy możliwości ogarnięcia ogromu wrażeń i myśli składających się na nasze życie. 

Bo nawet naiwne rozumienie świata przez 2 letnie dziecko jest też jakąś prawdą, jakimś ujęciem tego co owo dziecko widzi. Mało tego - tak ograniczona dziecięca "prawda" o świecie jest najlepsza z możliwych, bo możliwa do zastosowania przez to dziecko.
Jest oczywiście też prawda naukowca (może lepiej przemyślana, doskonalsza, ale zapewne też do zastąpienia przez prawdę którą nauka wypracuje 5 wieków po naszej śmierci), prawda gospodyni domowej, prawnika, mędrca i głupca. Prawda (lub lepiej powiedzieć w liczbie mnogiej - prawdy) jest jak wielobarwny, nieskończenie wymiarowy kształt obracający się mieniący bilionami obrazów, ujęć, wniosków. Raz w tej prawdzie jest więcej sensu, logiki, raz mniej. Lecz tam gdzie jest choć odrobina sensu, tam też jest szansa na zrozumienie, czasem na porozumienie. Prawdy jest w naszym myślach i  przekazach tym więcej, im bardziej z owych myśli i przekazów da się skorzystać - rozwiązać konkretny problem, coś zbudować, przed czymś się uchronić.

A dotyczy to nawet najmniejszego drobiazgu z naszego życia. 
Kiedyś matematycy jako "liczby" uważali wyłącznie liczby naturalne (w końcu słowo "liczba" wzięło się od "liczyć" - w znaczeniu rachować). Dzisiaj liczby są już "niepoliczalne" - mają nieskończoną ilość cyfr rozwinięcia, mogą być zespolone itd... Każde z podejść do pojęcia liczby jest jakąś "prawdą", a tych innych, nieznanych prawd na ten temat może być dowolnie dużo. I właśnie ta świadomość ogromu liczby możliwych ujęć, interpretacji (z których wszystkie są prawdziwe, choć różne od siebie), każe mi rozumieć ideę prawdy jako coś otwartego, będącego w nieskończonym rozwoju.
Nie mamy szansy na odwzorowanie w umyśle świata takiego jaki on jest! Jest zbyt skomplikowany. Możemy tylko, lepiej lub gorzej, wytworzyć w swoim umyśle jakiś porządek, jakąś wizję tego co nas otacza. Ta wizja nigdy nie będzie (nie stanie się) światem zewnętrznym. Ona tylko "ukradnie" z niego jakąś cząstkę, jakiś aspekt sprawy. Ale zrozumienie tego aspektu ubogaci nasz umysł, uczyni go większym, silniejszym.
Nie ma prawdy doskonałej. Kiedyś Newton tworzył swoje zasady fizyki świata. Działały całkiem dobrze. Odnosiły wielkie sukcesy, dając człowiekowi możliwość przynajmniej częściowego zrozumienia zjawisk. Dziś wiemy, że są to zasady niedokładne, niepełne. Ale zarówno te stare niutonowskie zasady, jak i powstałe po nich prawa fizyki współczesnej dają jakiś wkład do rozumienia tego co nas otacza - są użyteczne - każde na swój sposób. A rzeczywistość? - i tak jest nieskończenie bardziej skomplikowana.
Prawdziwym przeciwieństwem prawdy nie jest fałsz. Jest nim chaos - brak jakiejkolwiek wizji zrozumienia, porządku w tym co do nas dociera, reguł wnioskowania. Fałsz zwykle można jakoś sprawdzić, poprawić - o ile zachował się sprawny mechanizm odbioru bodźców i wyciągania wniosków. Z chaosu nic nie wynika dla umysłu, nie ma możliwości porozumiewania się, odwzorowania czegokolwiek ze świata na cokolwiek.
Nie dysponujemy predefiniowanymi narzędziami umysłu do odbioru i rozumienia świata. Nie ma oczywistych, jasnych dla każdego pojęć! Wszystko co myślimy ma korzenie albo w prymitywnych instynktach (prymitywnych w sensie niemożliwości pojmowania wyższych idei) i odczuciach, albo w nieokreślonych i często przypadkowych mocach jaźni. Mamy wrodzone instynkty, potrzeby, niektóre narzucone przez ewolucję (albo Boga, jak kto woli...) uczucia. Każdy człowiek wpisuje te początkowe siły psychiki i umysłu w swoje życie - w doświadczenie, w temperament. Z tych cegiełek rozumienia tworzymy na co dzień swoje prawdy, burzymy je, przekształcamy. I choć jakoś potrafimy się porozumieć między sobą, to najczęściej owo łatwe porozumienie dotyczy tylko dość oczywistych spraw. 
Głębsze porozumienie, oddanie bardziej skomplikowanej prawdy o czymkolwiek, wymaga wybudowania w sobie struktury na jej przyjęcie. Aby wiele rzeczy zrozumieć, musimy dla nich w swoich uczuciach i umyśle wytworzyć jakby nowe narzędzia. Kto nie doznał wielkiego strachu, ten, choćby nawet bardzo chciał, nie zrozumie osoby o prawdziwie wielkim strachu opowiadającej; egoistyczne dziecko nie zna sensu pojęcia "miłość", tak jak to rozumie jego matka, szczególnie jeśli wiele od ludzi wycierpiała. Nie ma sensu wygłaszać słów twierdzenia o wiriale (uwaga dla niefizyków- wirial, to jest takie dość abstrakcyjne pojęcie fizyczne) osobie, która nie zna sensu użytych pojęć - pojęcia te tworzy się dopiero podczas mozolnego poznawania praw fizyki.

Dlatego, kto chciałby do prawdy się zbliżyć, musi uzbroić się w cierpliwość i opanowanie, aby nie łączyć spraw zbyt pochopnie (by najpierw trzeba ujrzeć pewne ich powiązania), bo później więcej wysiłku zajmie oddzielenie ich w swoim umyśle. Nie ma innego wyjścia, jak powoli, z mozołem odrywać się od złudnego dziedzictwa prostych uczuć i zmysłów. Kto te narzędzia intelektualno - uczuciowe w sobie ma, ten jest w stanie pojąć pewne sprawy i nawiązać kontakt z innym człowiekiem, który też je rozumie. Kto tej pracy tworzenia narzędzi nie wykonał, pozostanie przy pierwotnej organizacji wrażeń.
Prawda jest drogą! - jest ścieżką budowania, a nie gotowym stanem. Jest wezwaniem do przekształcania tego co czujemy i myślimy tak, aby to miało jakiś sens, aby wiązało jedne wrażenia i myśli z innymi. Nie mamy żadnej gwarancji, że nam się to naprawdę udało!!! Nie mamy gwarancji zgodności. Właściwie, to niemal pewnym jest, że coś przeoczyliśmy. Prawie zawsze można coś rozumieć pełniej, lepiej. To jednak nie oznacza, że mamy pozbyć się naszego dążenia do prawdy, że mamy odrzucić to, co aktualnie wypracowaliśmy. Prawda jest nieskończona i taką pozostanie, więc nie ma innego wyjścia, niż zgodzić się z na ograniczenie naszej natury, na słabość umysłu i odczuć. Zgodzić się, oznacza tu zadowolić bieżącym stanem rozumienia, z jednoczesnym dążeniem do jego udoskonalania.
Ludzka prawda NIE jest ideałem (chociaż jest ideą) - jest tylko narzędziem. Raz lepszym, raz gorszym, jednak zawsze niedoskonałym. Kto chce mieć prawdę - ideał, ten nie znajdzie jej wcale! Chyba, że zacznie się oszukiwać i nazywać idealnym to, co z pewnością jest ograniczone.
Bo w pewnym sensie prawdą jest niemal wszystko co jest i co być może - pod warunkiem, że buduje w nas jakąś cząstkę zrozumienia. Bez względu na to, czy istnieje jako forma materii, czy jest obiektem ze świata idei. Prawo podzielności przez 3 jest prawdą, choć ten matematyczny twór nie jest jakimś prostym odbiciem rzeczywistości materialnej. To obiekt ze świata idei. Prawdą jest istnienie wątpliwości, wreszcie prawdą jest fałsz (dziwny zbitek słów?... - ale jak nazwać inaczej fakt, że gdzieś ten fałsz wystąpił?).

A zaprezentowana wyżej definicja?...
Pewnie wielu się ona nie spodoba. Trudno. Jest ona w dużym stopniu prywatna i wynikła z przeświadczenia, że trzeba trochę inaczej spojrzeć na pojęcie prawdy. To co w tym moim pisaniu najważniejsze, to nie tyle pełna zgodność (w której osiągnięcie i tak nie wierzę) ile jakby "namalowanie pewnego obrazu" na temat prawdy. Namalowanie i pokazanie go. Później - każdy zrobi z tym obrazem w pamięci - co zechce.

Inne spojrzenie na sprawę - prawda uniwersalna

To jest swego rodzaju uzupełnienie  postscriptum do powyższych rozważań. Chciałbym tu naświetlić jeszcze jeden kierunek poszukiwań sensownych ujęć dla terminu "prawda".

Przy okazji dla tego ujęcia chciałbym dookreślić termin, który zamierzam zaadoptować do celu tej części rozważań - będzie to "prawda uniwersalna". Na wstępie odżegnałem się od określenia "prawda absolutna", bo uważam, że jego używanie sugeruje dla umysłu błędną ścieżkę. "Prawda uniwersalna" miałaby przejąć część "zadań" tamtego - niechcianego - pojęcia, ale w inny już sposób.

Przez "prawdę uniwersalną" rozumiem po prostu sumę wszystkich możliwych sensownych ujęć rzeczywistości.

Jest to więc jakby dodanie do siebie wszystkich prawd jednostkowych i wybudowanie z nich nieskończonej "bliblioteki" ich ujęć. Byłby to termin najbliższy rozumieniu "boskiej" prawdy, prawdy pełnej. Ale wciąż nie użyję tu słowa "absolutnej", bo wg mnie w owej skarbnicy prawd będą koegzystować ujęcia przeciwstawne pod wieloma względami i dopiero ich wielość daje pełny obraz rzeczywistości. Słowo "absolutny" zbyt kojarzy mi się tu z "jeden jedyny", sugerując rezygnację z wielowariantowości, i dlatego nie chcę go tu stosować.

Myślę, że wspomnienie o tak skonstruowanym pojęciu jak (powyższa) "prawda uniwersalna" zapełnia pewną lukę związaną z oczekiwaniami wielu ludzi, używających terminu "prawda" jak swoistego symbolu tego wszystkiego co prawidłowe i słuszne.

Warto tu wspomnieć jednak, że owa prawda uniwersalna jest w swoistej opozycji do pojęcia "wiedzy" - czyli ugruntowanego systemu opisującego fakty i ujęcia rzeczywistości. Wiedza jest zawsze niepełna, jednostkowa, podczas gdy prawda uniwersalna pokrywa nie tylko zakres wszystkich możliwych "wiedz", ale i to co wiedzą nigdy nie będzie. W tym ujęciu prawda jest tu więc swoistą przestrzenią dla każdej wiedzy. Warto jednak zwrócić uwagę, że prawda jest tu wysoce "bezosobowa", "ogólnikowa" , bo właśnie nie może sobie "pozwolić" na utracenie choćby najdrobniejszego skrawka rozumienia - nawet jeśli ten skrawek był sprzeczny z innymi ujęciami.

Prawda w religii

Na koniec chciałem się ponownie odnieść do przywoływanego już wcześniej znanego cytatu z Biblii, w którym Jezus mówi, że "jestem drogą, prawdą i życiem". To zdanie, odniesione do tradycyjnej (językowej) koncepcji prawdy wydaje się zupełnie bez sensu. W końcu co miałby człowiek (czy nawet Człowiek-Bóg) do tożsamości z pojęciem?...

Znacznie lepiej interpretuje się ów cytat w kontekście prawdy rozumianej jako "idea wzrastania w rozumieniu świata" - co jest bliskie opisywanemu tu znaczeniu  "prawdy". Po prostu w ujęciu religijnym wiara, oparcie się na wartościach uniwersalnych, wyższych jest traktowana jako narzędzie do lepszego zrozumienia miejsca i odniesień nas względem innych ludzi i całej otaczającej rzeczywistości. Czyli, efektem uwierzenia w Jezusa miałoby być naprawienie naszego patrzenia i rozumienia świata.

Podobne w witrynie fizykon.org

Istotnym uzupełnieniem tych dywagacji jest rozdział o ideach fizyki kwantowej: Fizyka kwantowa dla psychologów.

Prawda gatunkui tekst autorstwa Adamy Dyszyńskiego

O złudzeniu absolutnej prawdy - autor Michał Dyszyński

O znaczeniu małych błędów - autor Michał Dyszyński